niedziela, 10 grudnia 2006

Miłość

"Ziemia" nr 41, Warszawa 5 października 1912

O ile miłość wesołej, zalotnej i wiecznie szczebiotliwej dziewki polskiej jest w przejawach swych pełna namiętnego uczucia, chimeryczna, gwałtowna, niestała, o tyle miłość zawsze wstydliwej, skromnej i tęsknej Białorusini bywa zwykle cicha,

głęboka, gorąca, pełna samopoświęcenia. Polka pod wpływem uczucia staje się dowcipna, cięta i wyzywająca; Białorusinkę miłość również umysłowo przetwarza, ale w inny sposób: ona w takich razach, częstokroć aż do zadziwienia, staje się bystrą i poetyczną w swych myślach, głęboką w poglądach. Ona w przeciwieństwie do dziewki polskiej,


 zwłaszcza, gdy już pewna jest wzajemności, traci głowę, staje się uległą, łasi się „baziuli”, przyhołubia się do kochanka, nieustannemi obdarza go pieszczotami i znosi mu kwiaty uszczknięte, aby miłemu wciąż ją przypominały. Białorusinki w ogóle umieją mówić o kochaniu i kochać umieją. Posłuchajmy tego, co nam kobieta białoruska mówi o swoich uczuciach. Ona za kochankiem „pójść gotowa na kraj świata”, onaby „za niego życie oddała, w ogień wskoczyła”. Gdy do niego idzie, to tak jej na sercu lekko, iż zdaje się, że „ptuszkaju, matylom lecić”. Jej oczy nigdy widokiem miłego nie mogą się nasycić, a serce nacieszyć, ona „sokoła” swego, swoje „oczko w głowie” tak miłuje „szto duch, cieło oddałab” ona od stóp do głów „wycaławałab jaho,wysmaktałab”, ona radaby „jak wąż,okręcić się w okół jego szyi, aby go z objęć swych nigdy nie wypuścić”.

Ona im więcej miłuje, tem bardziej staje się nieśmiałą, wstydliwą.

Białorusinkę w miłości cechuje nadzwyczajna wierność, zakochanej nikt za żadne skarby świata, „nawet senator, nawet król” zjednać nie potrafił. Dla niej „miły” jest „prytulny, jak klenowy listok”, ona zawsze o nim myśli: „i u kaściele i na dzieli i u pascieli”, ona o nim wciąż marzy, on jej bardzo często ukazuje we snach. Ona byle go gdziekolwiek spostrzegła, już jej „w oczach motylki latają”, a serce „jak młotem wali w piersiach” i byle go ujrzała, to jej wiatr od niego wiejący tak pachnie, „jak rozkwitłe lipy”.
A gdy „miły” ukaże się wśród pola, to w jej oczach kłaniają się i słaniają przed nim łany zboża, na sianożęciach różnobarwne kwiaty, a w sadzie i w lesie nad przechodzącym unoszą się wszystkie gałązki na drzewach; w dzień znów posępny i chmurny, jej „sokół miły”, jej „czarownik” świeci jej jak słońce, a w noc ciemną zastępuje gwiazdy.
Kobiecie białoruskiej wszystko na świecie może zbrzydnąć, ale nie kochanek, ona go więcej kocha niż siostrę, brata, rodziców, ona go „tak miłuje, jak Boga, bo dla niej on Bogiem jest”, on wszystkiem; ona pieszcząc go i całując, „za niegoby zawsze pracowała”, ona, „gdyby ktoś godził na jego życie, zabójcy do nógby się rzuciła, błagając, aby i ją ze świata zgładził, bo dla niej bez miłego świat grobem, a życie męczarnią”.
W pojęciu Białorusinki poetycznej, a kochającej „ze wszystkich żył i sił”, „miłość prawdziwa nie jest grzeszna, bo od Boga pochodzi”, sam Bóg serca kochankom podczas snu zamienia i przez to one tak do siebie ciągna i „lipną”...

Brak komentarzy: